Zrozumienie wynikające z pierwszego kroku naturalnie wywoła głęboki, emocjonalny proces związany z uznawaniem siebie i swojej odrębności. Przeżycie żałoby po trudnych doświadczeniach pozwala zbudować się na nowo. Może pojawić się wiele mniej i bardziej intensywnych uczuć: żal, smutek, rozgoryczenie, bezsilność.
Jednak etap, który w moim osobistym odczuciu najbardziej pomaga odseparować się psychicznie od rodzica to etap przeżywania GNIEWU. To czas, kiedy uznajemy siebie, swoje emocje, swoje prawa i stajemy po swojej stronie- po stronie krzywdzonego dziecka, które nie miało wtedy nikogo, kto by je obronił oraz wyrażamy stanowczy wobec tego sprzeciw. Ten, kto miał chronić- krzywdził i kiedy zdamy sobie z tego sprawę, nasz gniew staje się zupełnie uzasadniony i zaczyna rozpalać nasze wnętrze. To pod wieloma względami trudny czas.
Nie jest łatwo dać sobie prawo do odczuwania gniewu, nawet jeśli wiemy, że jest uzasadniony. Mogą pojawić się wyrzuty sumienia, uczucie bycia nielojalnym wobec swojej rodziny, uczucie bycia „wyrodnym dzieckiem”. W naszej kulturze o matce się źle nie mówi. A nie daj bosze o matce nieżyjącej. To już w ogóle.
A jednak- to właśnie uznany i przeżyty gniew daje nam siłę do oddzielenia się od matki i wprowadzenia potrzebnych zmian do swojego życia. To właśnie gniew wyciąga nas z pozycji bezsilnej ofiary i daje zastrzyk energii potrzebnej do wewnętrznej i zewnętrznej transformacji.
I nie mówię o furii, wściekłości i przemocy. Nie musisz wyrażać swojego gniewu w relacji z rodzicem, a przynajmniej nie w czasie, kiedy jesteś w intensywnym procesie uzdrawiania dzieciństwa. Mam na myśli kontakt ze swoim „świętym gniewem”, z tą mocą w Tobie, która mówi „dość!”, „nie wolno!”, „nie będziesz mnie już krzywdzić!”. Zdarza się, że zanim pozwolimy sobie na swój własny gniew, potrzebujemy, by ktoś się za nami wstawił, żeby ktoś nam go zamodelował. Często obserwuję, jak podczas prowadzonych przeze mnie warsztatów, to właśnie głos grupy wsparcia staje się tym, co dodaje sił do walki i troski o siebie. Łatwiej jest nam się oburzyć na informację, że jakieś dziecko zostało np. uderzone w szkole. Trudniej jest skontaktować się z tym samym oburzeniem na fakt, że kiedyś to my byliśmy krzywdzonym dzieckiem.
Szalenie istotne na tym etapie jest zachowanie odpowiedniego tempa procesu i zadbanie o bezpieczną przestrzeń- czyli taki czas i takie otoczenie, które nie osądza, nie ocenia, nie poucza, a jest i wspiera. Może to być relacja terapeutyczna, jeśli jesteś w terapii indywidualnej, może to być grupa wsparcia. Nie każda spotkana osoba ucieszy się z Twojego gniewu na rodziców. Ten, kto sam nie wygoił swojej rany matki, może chcieć jak najszybciej Cię pocieszyć albo „przywołać do porządku”, bo Twoje emocje poruszą w nim to, na co w tej chwili nie ma przestrzeni (pamiętaj, że to ok i nikogo nie namawiamy na zmianę, każdy sam wie, kiedy jest jego czas).
„Weź się już w garść”, „nie przesadzaj, inni mają gorzej”, „ileż się można w tym dzieciństwie grzebać” – to przykłady częstych komunikatów, które padają na tym etapie od osób postronnych, z którymi mniej lub bardziej bezpośrednio próbujemy podzielić się tym, co właśnie przeżywamy.
I żeby było jasne- nie każdy Cię zrozumie. Ludzie będą Ci radzić, pocieszać Cię, wyciągać na siłę z dołka, dawać wiele dobrych rad, oceniać to, co przeżywasz. Będą to robić tym bardziej, im bardziej niekomfortowo czują się z Twoimi emocjami. Twoim zadaniem jest znaleźć taką przestrzeń, jakiej potrzebujesz i sięgnięcie po nią. Twoi przyjaciele, Twój partner, Twoi współpracownicy, mimo dobrych chęci mogą nie być w stanie wesprzeć Cię tak, jak tego potrzebujesz i to zupełnie w porządku. To, z kim dzielimy się naszym wewnętrznym światem i przed kim otwieramy serce oraz na jakich warunkach to robimy to część SAMOOPIEKI EMOCJONALNEJ.