Kilka słów na temat traumy.

Właśnie skończyłam czytać książkę „Symbioza i autonomia”, napisaną przez Franza Rupperta.  Zainspirowała mnie do napisania kilku artykułów na temat traumy, to pierwszy z nich.

Książka pomogła  mi uporządkować moją dotychczasową wiedzę i zrozumieć wiele z moich doświadczeń, ale i zachowań innych ludzi. W końcu zrozumiałam też, że to, co dla jednych może być neutralnym wydarzeniem, innych traumatyzuje. Ponieważ w odczuwaniu traumy chodzi o subiektywny, indywidualny odbiór danego wydarzenia.

„A, nie było aż tak źle”

„Inni gorsze rzeczy przeżyli”

„Postaraj się o tym zapomnieć”

„Było-minęło” (ulubione powiedzenie mojej mamy)

Takie i inne słowa padają z ust rodziców, partnerów, osób bliskich i znajomych, którzy sami boją się zmierzyć z trudnymi emocjami, więc powstrzymują i Ciebie.

Otóż nie, nic nie minęło. Ponieważ nienazwana i niewyrażona trauma cały czas trwa, determinując nasze życie, wpływając na sposób, w jaki odbieramy otoczenie i uniemożliwiając tworzenie zdrowych relacji. Tylko jej nazwanie, uznanie, opisanie i ponowne (a tak naprawdę pierwsze) przeżycie trudnych uczuć, jakie pojawiły się w związku z traumatyzującą sytuacją, daje możliwość uleczenia, uzdrowienia i pozwala na życie bez obciążających konsekwencji.

Ale po kolei. Co to dokładnie jest trauma, jakie warunki muszą być spełnione, żeby można było mówić o traumie? Autor za traumę uznaje trzy rzeczy:

– wydarzenie lub sytuację, która jest dla danej osoby bardzo przytłaczająca i trudna

– ekstremalna reakcja stresowa, jako wynik wewnętrznego odbioru danej sytuacji. Jest to ten moment zaskoczenia, zastygnięcia, który odpala się chwilę po wystąpieniu traumatyzującej sytuacji. W danym momencie jest on wręcz zbawienny, ratuje życie. Bez tego zamrożenia, zatrzymania, ilość bodźców i pobudzenie w związku z nimi byłoby nie do zniesienia.

– krótko i długoterminowe skutki, wynikające z dwóch powyższych sytuacji

 

Wyobraź sobie, że znajdujesz się w wąskim, ciemnym, niekończącym się tunelu. Idziesz po szynach. Nagle widzisz nadjeżdżający pociąg. Twój lęk rośnie i rośnie. W nieskończoność. Nie jesteś w stanie tego lęku przerobić, odczuć. On nie ma granic… Odcinasz się, zamierasz. To zastygnięcie, to odcięcie od ciała ratuje ci życie. Nie da się odczuć w pełni tego lęku. To byłaby pewna śmierć. To dlatego jakaś część ciebie decyduje się nie czuć. Zostajesz rozjechany. Idziesz dalej. Wiesz, że pociąg znów może nadjechać, nie wiesz kiedy ani z jaką prędkością. Tunel jest długi…

Problem pojawia się wtedy, kiedy po latach wędrówki, jakimś cudem, po wielokrotnym rozjechaniu przez pociąg udaje ci się wyjść z tunelu (załóżmy, ale ja tak to widzę – to co tak wielu przeżyło jako dzieci i nadal żyje jest cudem). Dlaczego? Bo ciągle jesteś odcięty. Nie czujesz, albo czujesz za dużo. Zbliża się do Ciebie człowiek, a ty reagujesz jak na pociąg. Patrzysz na słońce i widzisz światło pociągu. Słyszysz jakiś dźwięk i kojarzy ci się z dźwiękiem pociągu, wywołując nieadekwatne reakcje.

I będzie tak, dopóki już z dala od zagrożenia, w bezpiecznych okolicznościach, przy wsparciu innych nie pozwolisz sobie na autentyczne przeżycie wszystkich tych ekstremalnych emocji z tunelu. Tylko wtedy pociąg będzie mógł być pociągiem, a słońce słońcem. Tylko wtedy nie będziesz traktował innych jak zagrożenia, odgrywając wciąż ten sam scenariusz, tylko w innych aranżacjach, z innymi bohaterami. Tylko wtedy się uwolnisz.

„Człowiek, któremu nie wolno było uświadomić sobie krzywdy, jaka go spotkała, pozostaje tylko jeden sposób opowiedzenia o niej – powtórzenie”. (Alice Miller)

Istotą traumy jest to, że jest się zupełnie bezradnym, bezwolnym wobec doświadczanego zagrożenia. Nie można nic z nią zrobić. To dlatego traumatyzująca sytuacja budzi tak silny lęk i niepokój. Skoro nie ma się na to zagrożenie wpływu, nie można go kontrolować, nie da się przewidzieć, nie ma jak uciec, to lęk urasta do rozmiarów lęku przed śmiercią. Jest tak silny, że musi być zamrożony, odcięty. To jedyny sposób na przetrwanie.

O ile na poziomie fizycznym, emocje zostają odcięte od ciała, to na poziomie psychicznym dochodzi do podziału i rozszczepienia: traumatyzująca sytuacja zostaje oddzielona od trudnych emocji jakie wywołała i nie jest już z nimi łączona. To tak jakby osoba z mojej metafory starała się zapomnieć o tunelu, wymazać z pamięci fakt istnienia pociągów. Odczucia, związane z „nieistniejącym NIGDY” i wypieranym pociągiem są nierozumiane, pozbawione sensu. Od tej chwili zrobi wszystko, (i to są właśnie mechanizmy obronne i strategie umysłu, które utrudniają nam dojrzałe życie), by nie wrócić wspomnieniem do trudnych, traumatyzujących wydarzeń. I niestety wszelkie objawy traumy i problemy w późniejszym życiu nie będę przez tę osobę rozpatrywane w kontekście przeżytych doświadczeń.

trauma

Ponieważ podczas traumy oddzielamy się od jakieś części siebie, tracimy kontakt ze sobą i swoimi uczuciami, to w poźniejszym życiu nie jest w stanie nawiązywać autentycznych więzi i relacji z innymi ludźmi. Oglądamy świat w krzywym zwierciadle, interpretując wszystko w kontekście zaznanych krzywd i zranień.

W wierszu Twardowskiego czytamy „najłatwiej zranić serce, co na dłoni”. Niestety największe skutki traumy odbijają się na najważniejszych i najbliższych relacjach emocjonalnych, a więc w bezpośredni sposób upośledzają kontakty z rodzicami, partnerami i z dziećmi. Osoba z nieuleczoną traumą nie jest w stanie zapewnić zdrowej więzi swojemu dziecku, dlatego najlepsze co możesz zrobić dla swoich dzieci, to zająć się sobą, swoim uzdrowieniem.

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.