Obraz transformacji. Co przynosi uzdrawianie matczynej rany?

transformacja

Co przynosi uzdrawianie matczynej rany? Jakich zmian możesz się spodziewać? Spośród setek pytań, jakie otrzymuję, to nie pojawiło się nigdy. Czasem wydaje mi się, że pragnienie uzdrowienia bolesnych miejsc jest tak silne, a dyskomfort z nimi związany tak wielki, że decydujemy się na świadomy proces transformacji właśnie po to, by już dłużej nie cierpieć. Tak było w moim przypadku. Chciałam zacząć żyć, “funkcjonować”, przestać się zadręczać i przestać tak cierpieć. Jednak im dłużej jestem w procesie, tym więcej zmian zauważam. Widzę je też u osób, z którymi pracuję. Regularnie obserwuję, jak praca z dzieckiem wewnętrznym przynosi nie tyko ulgę w cierpieniu, ale staje się początkiem głębokiej transformacji, która przekłada się na coraz więcej obszarów życia.

W tym wpisie dzielę się kilkoma “efektami” transformacji, na którą otwieramy się, rozpoczynając proces uzdrawiania dzieciństwa, matczynej i ojcowskiej rany.

Od motywacji zewnętrznej do wewnętrznej.

Brak miłości matki przekłada się często na ślepe dążenie za uwagą, akceptacją i uznaniem w dorosłym życiu. Robimy wszystko, żeby tylko nas zauważono. Godzimy się na rzeczy, których nie chcemy, poświęcamy się dla innych, gonimy za „sukcesem”, który jest oderwany od naszych wartości moralnych. Możemy mieć skłonność do podejmowania tych działań, które będą uznane w oczach innych. To są sytuacje, kiedy zamiast ulubionego kierunku studiów wybieramy ten, który jest aktualnie korzystny czy po prostu popularny. Albo zamiast urlopu pod kołdrą, bo tak lubimy wybieramy śródziemnomorską wyspę, o której mówią nasi znajomi. Robimy to, co może być zauważone, docenione, pochwalone, uznane. Z kolei kiedy nikt nie patrzy, nie wiele nam się chcę, nasza motywacja spada i nawet nie wiemy, co lubimy, a do głosu dochodzi poczucie pustki i bezsensu.

Uzdrawiając matczyną ranę uczysz się, jak samej sobie dać to, za czym tak bardzo tęsknisz. Rozpoznajesz najgłębsze powody gonienia za uznaniem i wiesz już, że żadna ilość lajków, komplementów czy kochanków nie zaspokoi palącego głodu miłości. Krok po kroku zwracasz sobie poczucie wartości i dajesz sobie tak potrzebną akceptację. W efekcie robisz coraz mniej z tego, czego chcą od Ciebie inni, a coraz więcej tego, co jest głębokim pragnieniem Twojej duszy i twojego serca.

Relacje oparte na prawdzie.

Ponieważ spotkałaś się już z trudnymi emocjami i pożegnałaś iluzje, które miały chronić Cię przed bólem, nie ma powodu, dla którego miałabyś udawać cokolwiek w relacjach z innymi. Umiesz już rozpoznawać i transformować nieświadome schematy, dlatego każdy konflikt traktujesz jako okazję do wzrostu, poznania siebie i drugiej osoby. Nie trzymasz nikogo na siłę, bo wiesz, że sama dasz sobie radę. Pozwalasz innym odejść ze spokojem, szanując drogę i jego i własną.  Wiesz już, jak wiele kosztowałoby Cię rezygnowanie z siebie i swojej prawdy, cenisz się na tyle, żeby autentyczność relacji przekładać na jej trwałość. Podejmujesz ryzyko odrzucenia, straty i bólu, by stawać w swojej prawdzie, bo umiesz już sobie z tym odrzuceniem i bólem radzić.

Patrzysz na siebie łagodnie.

Uzdrawiając matczyną ranę uczysz się rozpoznawać schematy, które stoją za ocenianiem się i porównywaniem się do innych. Wiesz już, że brak miłości matki jest właśnie brakiem miłości matki, a nie Twoją interpretacją rzeczywistości. Zmierzyłaś się z bólem, jaki to wywołuje i wiesz już, że bycie kimkolwiek innym tego nie zmieni. Małe dziecko w Tobie jest już widziane i nie musi być „jakieś”: ładniejsze, szczuplejsze, mądrzejsze, lepsze od.., żeby zasłużyć na Twoją uwagę i akceptację. Stare nawykowe ocenianie siebie w kontekście innych osób zastępuje pełne troski uznanie dla własnych potrzeb, cech charakteru, własnego tempa rozwoju i własnych wartości. Sukcesem jest dla Ciebie to, co Cię uszczęśliwia, a nie to, co czyni Cię lepszym od innych.

Stawiasz granice w zdrowy sposób.

Opłakanie własnych krzywd uwypukla wrażliwość. Pozwalając sobie zajrzeć w najciemniejsze, najbardziej mroczne i bolesne zakamarki swojego wnętrza, odzyskujesz własną niewinność. Rozpoznajesz już, że na dnie największej otchłani i najbardziej toksycznego nawet zachowania jest małe, skrzywdzone dziecko. To z miłości do tego dziecka zaczynasz dbać o siebie w relacjach z innymi, szanujesz granice i własne i innych. Uznając swoją wrażliwość- chronisz ją i opiekujesz się nią w dojrzały, pełen miłości ale i zdrowej dyscypliny sposób.

Jesteś empatyczna nie tylko wobec siebie, ale również wobec innych.

Rozpoznawanie własnego dziecka wewnętrznego i honorowanie własnej wrażliwości wiąże się z taką samą umiejętnością wobec innych. Dzieje się to do pewnego stopnia automatycznie. Ponieważ znasz już własne schematy i uznajesz już zranione dziecko, jakie za nimi stoi, naturalnie rozpoznajesz schematy innych osób. Jednak nie walczysz już z nimi i ich nie oceniasz, ale obdarzasz empatią. Owszem- postawisz granice i nie pozwolisz, żeby czyjaś nieświadomość w Ciebie uderzała, ale nie nawracasz już na siłę, nie udzielasz niechcianych rad, nie oceniasz, nie walczysz i nie ratujesz.

Zmieniają się Twoje nawyki.

W miarę jak obdarzasz siebie miłością i wzrasta Twoje poczucie wartości, zaczynasz traktować inaczej siebie i swoje ciało. Wiesz już, że Twoje ciało jest materialnym przejawem Twojego wewnętrznego dziecka i wehikułem Twojej duszy, dlatego odnosisz się do niego z szacunkiem, zdrowo odżywiasz, obdarzasz przyjemnością, zaspokajasz jego potrzeby. Stare schematy eksploatacji i wyzysku własnej cielesności zastępowane są przez samoopiekę, troskę i długoterminowe nastawienie na dojrzały i pełen miłości związek z własnym ciałem. Twoje ciało to Ty! Jest nośnikiem historii Twojego życia, pamięta również to, do czego Ty nie masz dostępu. Ono pierwsze reaguje na Twoje emocje, rany, doświadczenia. W im lepszej jest kondycji, tym szczęśliwsze jego wnętrze.

Otwierasz się na Życie (na magię życia).

Relacja z Bogiem, Wszechświatem czy Siłą Wyższą często jest odbiciem tego, jaką mamy relację z wewnętrznym rodzicem. Kiedy transformujesz w sobie archetyp surowego, karzącego albo odrzucającego rodzica, zmienia się Twoja relacja ze światem. Tak jak Twoje wewnętrzne dziecko może na Tobie polegać, ufać Ci i czuć się bezpieczne, tak Ty- dorosła zaczynasz czuć się tak w relacji ze światem. Czujesz w końcu, że do tego świata należysz, otwierasz się na opiekuńczą energię Matki Ziemi i Ojca- Boga. Zaczynasz patrzeć na swoje życie głębiej, zauważasz ukryty sens swoich doświadczeń, czujesz, że nic nie dzieje się bez przyczyny. W Twoim życiu mogą pojawić się znaki, synchronie, wspierające sny, nawiązujesz kontakt z własną intuicją i ufasz już swojej Drodze.

Co jeszcze? Co zauważasz u siebie? Podziel się w komentarzu <3

Do 12. września możesz dołączyć do rocznego programu uzdrawiania matczynej rany “Spirala Życia”. Zapraszam <3

2 thoughts on “Obraz transformacji. Co przynosi uzdrawianie matczynej rany?

  1. Płacze przy tym tekście jak i poprzednich. Od 2 lat przechodzę wewnętrzny kryzys. Nie wiem czy on się kiedyś skończy bo póki co mnie zamęcza i dołuje. Jestem psychicznie skołowana. Wahania nastroju mnie samą wykańczają. Bywa i tak, że boję się kolejnego dnia bo nie wiem jaka się obudzę i czy wstanę. Jestem nieodpowiedzialna, bo rzuciłam prace, które nie dawały mi satysfakcji. Właściwie całe swoje zawodowe życie zmarnowałam pracując tylko dla pieniędzy. Zero satysfakcji, szczęścia. Czuję pustkę i brak sensu życia. Nie umiem wyjsć z tego marazmu. Miałam „szczęśliwe” dzieciństwo. Nie byłam bita ani krzywdzona fizycznie. Ojciec mnie porzucił i nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, nawet w dorosłym życiu. I tak było do końca jego życia. Mama wychowała mnie sama ale zimno, bez uczuć bo zajęta praca by utrzymać nas obie. W weekendy byłam wypychana do babci by zapewnić jej pustkę w samotnym domu. Tak spędziłam całe dzieciństwo. Byłam i jestem samotnym dzieckiem. Wiecznie sama. Głód miłości odezwał się w tym kryzysie i trwa do dziś. Nie widzę sensu istnienia. Ani zawodowo ani prywatnie. Chodzę na terapię ale watpię, że ona pomoże. Nie umiem siebie pokochać. Teorie o stawaniu przed lustrem i mówienie do siebie „Kocham Cię” nie dają rezultatów. Ja tego po prostu nie czuję i nie potrafię poczuć. Jestem może zimna. Na pewno skrzywdzona. Psychicznie skrzywdzona.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.