Każdy wewnętrzny głos, który jest przeciwko nam, każda myśl, która nas nie wspiera, a dołuje, straszy, poniża, umniejsza, tłamsi to nie nasz własny głos, a głos naszych rodziców, opiekunów, który w procesie wychowania, zinternalizowaliśmy.
Bardzo często głos ten w ogóle nie jest uświadamiany, działa potajemnie, poprzez wszystkie nasze nieświadome (choć często świadomie wyrażane) przekonania na temat nas samych, naszego życia, naszych pieniędzy itd.
Nie jest łatwo ten głos zneutralizować, tym bardziej, że bardzo często w ogóle nie zdajemy sobie z niego sprawy: działa od zawsze, niejako automatycznie, a to co było zawsze, uznawane jest za normę, za coś naturalnego. Jednym z powodów, dlaczego jest tak trudno tego karzącego głosu się pozbyć, jest chęć podtrzymania więzi z rodzicami.
Jeśli nasi rodzice byli wobec nas krytyczni, krzyczeli, zwracali uwagę o byle pierdołę, jeśli stresowali nas przed ważnymi wydarzeniami (kartkówki, egzaminy) i wzrastaliśmy w atmosferze krytyki i poniżenia, to kiedy wychodzimy z domu a chcemy (no kto nie chce) utrzymać z nimi bliską więź, to te zewnętrzne głosy, komunikaty, uwagi zastępujemy wewnętrznym- własnym już monologiem.
I jeśli chcemy zamknąć usta naszemu wewnętrznemu krytykowi, to tak jakbyśmy chcieli zniszczyć więź i relację z rodzicami. Wszystko to oczywiście dzieje się na poziomie nieświadomym. To właśnie dlatego wszelkie kursy typu „pokonaj własnego krytyka” albo „podnieś poczucie wartości w tydzień” nie działają (wiem, bo próbowałam). Bo to nie jest kwestia decyzji, ale głębszego procesu dojrzewania i oddzielania się od rodziców.
Ten wewnętrzny głos, choćby nie wiem jak był do kitu, daje namiastkę więzi z rodzicem, karmi Cię iluzją, że jesteś z kimś blisko. A nie da się ot tak, wyrzucić kogoś bliskiego za drzwi. To zbyt bolesne.
Chcę zaznaczyć jeszcze coś: dzieci najbardziej zapamiętują i internalizują te zachowania rodzica, które są nacechowane silnym ładunkiem emocjonalnym. Ponieważ są zbyt małe i ciągle zależne od rodziców, to uznają za prawdę obiektywną wszystko to, co rodzic mówi i wyraża na ich temat. Dziecko nie potrafi zdystansować się, kiedy rozemocjonowany dorosły wrzeszczy na nie, mówiąc, że jest złe (bo na przykład stłukło szklankę) i oddzielić opinii rodzica od swojej własnej. Dziecko naturalnie, wręcz automatycznie uznaje, że skoro rodzic – ten najważniejszy, ten wszechmocny, ten który go stworzył, tak myśli, to tak musi być.
Odrzucane dziecko zaczyna wierzyć, że jest niegodne miłości. Dziecko zawstydzane uważa, że jest złe, nieczyste. Nie ma innej możliwości.
Źródła wewnętrznego głosu są dalsze, niż się spodziewasz: wzięły się z mechanizmów obronnych Twoich rodziców, a nawet i dziadków… Dorośli, którzy sami byli zawstydzani, krytykowani, którzy sami dla siebie nie potrafią być wsparciem i nie dopuszczają do głosu swoich wypartych emocji, zrobią wszystko, by ich dziecko im o tym nie przypominało. Rodzic, który sam się źle ze sobą czuje, który uważa się za nieudacznika, a do tego tłumi swoje emocje, może na przykład wymagać od dziecka perfekcjonizmu, poniżając je i krytykując za każde potknięcie.