Wyolbrzymianie
To wszystkie sytuacje, kiedy drobnej rzeczy przypisujemy zbyt wielkie znaczenie. Przykład: przez kilka tygodni męczyłam się z nawracającymi migrenami i kilka razy zapomniałam pinu do karty debetowej. To połączenie plus konsultacja z doktorem Google mówiły mi jedno: mam guza mózgu. Zrobiłam serię prześwietleń i zaliczyłam wiele (płatnych) wizyt u lekarza, by usłyszeć, że jest wszystko ok.
Inny przykład: partner mówi, że nie ma ochoty na wspólny wieczór. A ja co robię? Zaczynam planować wyprowadzkę, przekonana, że nie chce ze mną spędzać czasu w ogóle, że mnie nie kocha i nie chce ze mną być.
Jak sobie pomóc? Dokonaj realnej oceny sytuacji: co tak naprawdę się dzieje? Jakie są szanse na to, że twoje prognozy się sprawdzą? Jedna na tysiąc? Jedna na milion?
Czytanie w myślach
To wszystkie te sytuacje, kiedy wydaje nam się, że wiemy, co inni myślą albo fantazjujemy na temat ich intencji. ”
“Ale na mnie spojrzał, pewnie nie podoba mu się moja bluzka” albo „Nie odpisuje, bo na pewno uraziła ją moja ostatnia wiadomość”. Wszystkie takie domysły działają automatycznie i są projekcją tego, co tak naprawdę sami o sobie myślimy.
Jak sobie pomóc? Idealną sytuacją jest, kiedy całkowicie zrezygnujemy z myślenia o tym, co inni o nas myślą. Zauważam, że odkąd pracuję z wewnętrznym dzieckiem, to coraz mniej obchodzą mnie opinie innych na mój temat. To idzie z automatu. Ale jeśli ciągle pojawiają się jakaś nadinterpretacja, to mówię sobie tak: „Wyobrażam sobie, że…” albo „Roję sobie, że x myśli o mnie to i to”. To jedno słowo: „roję”, „bzduram” pozwala zauważyć granicę między tym co się dzieje naprawdę, a tym, co tylko sobie wyobrażam. Warto też sprawdzić, czy są jakieś dowody potwierdzające słuszność jakiejś interpretacji. Zazwyczaj już krótka analiza sytuacji wystarcza, żeby przekonać samego siebie, że projektujemy na innych swoje własne opinie o sobie.
Branie wszystkiego do siebie
Kiedy jako dorośli ciągle mamy w sobie rany z dzieciństwa, to tak jakbyśmy chodzili po świecie z otwartą raną. Nie możemy skupić się na niczym innym, byle powiew wiatru jest zagrożeniem i wywołuje ból. To wszystkie te sytuacje, kiedy np. na słowa partnera „ale ceny poszły w górę” dodawałam sobie w myślach „o, chyba za dużo wydałam”.
Jest to bardzo uciążliwy nawyk, bo tak naprawdę każda jedna rozmowa naraża nas na ból i cierpienie. Dopóki nie jesteśmy świadomi takich swoich zachowań i nie zajmiemy się swoją raną, to może nam się wydawać, że inni nas atakują, oceniają, że nam wręcz dokuczają. Uniemożliwia to stworzenie prawdziwej relacji, ponieważ nadmierne skupienie na sobie uniemożliwia patrzenie na drugą osobę. Z czasem nawet nasze otoczenie, partner i dzieci mogą stać się nieautentyczni i zachowywać się w sposób, który ma na celu chronienie naszej rany.
Są osoby, które nawet czyjś sukces traktują jako osobistą zniewagę. Wtedy zamiast cieszyć się radością innych i inspirować ich przykładem, myślą np. „ależ on ma osiągnięcia, a ja taki nieudacznik”
Jak sobie pomóc? Zapytaj osobę wprost, co ma na myśli. Nie bój się drążyć, zadawać pytań, prosić o doprecyzowanie. A jeśli nie możesz zapytać wprost (np. twojego szefa) to staraj się wnikliwie poobserwować i zastanowić nad tym, jakie mogą być inne, niż twoja osoba, powody danego zachowania.
Uogólnianie
To wszystkie te momenty, kiedy w oparciu o jedno wydarzenie wyciągasz bardzo ogólne wnioski albo co gorsza podejmujesz/zawieszasz działanie. To np. sytuacja, kiedy po rozmowie z jednym psychologiem i nieudanej sesji dochodzisz do wniosku, że terapia jest do bani i nie próbujesz znaleźć odpowiedniego dla siebie terapeuty. To wszystkie zdania, które zaczynają się od „zawsze”, „nigdy”, „wszyscy”, „każdy”, „nikt”.
Przykład: mój ojciec nigdy mnie nie kochał (w moim odbiorze) i na tej podstawie wyciągnęłam zbyt ogólny wniosek „Nikt mnie nigdy naprawdę nie pokocha”. Albo: koleżanka się spóźniła dwa razy pod rząd i już uznałam ją za spóźniarę.
Jednym z przejawów uogólniania jest nominalizacja. Polega to na uprzedmiotowieniu czegoś, co nie jest stałe, co jest procesem i ze swej natury jest w ciągłym ruchu, zmienia się. Przykładem może być stwierdzenie „mój związek jest toksyczny”. Związek jest drogą, wielością interakcji. Nie może być tak, że wszystko w nim jest toksyczne. Każda relacja ma wiele warstw i składa się z niezliczonej liczby elementów, z których niektóre mogą funkcjonować świetnie, a inne wymagać pracy i uwagi.
Takie uogólnianie, im dłużej trwa, tym coraz bardziej przybiera na sile, bardzo zubożając nasze życie. Dochodzi do sytuacji, w której widzimy świat w czarno-białych kolorach, a ludzie są tylko dobrzy albo źli, wprowadzając nas w kolejną pułapkę myślową.
Jak sobie pomóc? Kiedy już wypowiesz, albo pomyślisz zdanie typu „nigdy zawsze”, to zatrzymaj się przy nim i zadaj sobie pytanie: „czy oby na pewno?”. Przypomnij sobie sytuacje z życia, które podważają twoje stwierdzenie. Wprowadź do swojego słownictwa takie słowa jak: „czasem”, „często”, „niekiedy”.
Myślenie „czarno-białe” „albo-albo”
To myślenie, które zakłada, że do wyboru mamy tylko dwie możliwości. Albo się z kimś przyjaźnić, albo zerwać z nim całkowicie kontakt. Przykład: bardzo długo wydawało mi się, że albo zerwę zupełnie kontakty z rodziną, albo będę skazana na cierpienie, próbując na siłę utrzymać z nimi „dobry kontakt”. Każde z tych dwóch rozwiązań wywoływało dyskomfort. Długo tego nie rozumiałam i bujałam się latami między naginaniem się i poświęcaniem, żeby sprostać oczekiwaniom mamy, a wybuchami złości i zrywaniem kontaktu, by po kilku tygodniach, smagana falami toksycznego poczucia winy wrócić… I tak od nowa… Dopiero, kiedy zajęłam się matczyną raną zrozumiałam, że są dostępne opcje pośrednie, że nie muszę zrywać kontaktu z rodziną, ale ułożyć go w sposób respektujący moje granice.
Jednym z przejawów takiego myślenia jest perfekcjonizm. Nie zapomnę, jak kiedyś na zajęciach z arteterapii, kiedy uczestnicy pod wpływem medytacji, z zamkniętymi oczami mieli ulepić siebie. Ja ugniotłam idealną w proporcjach kulkę. Kształt idealny. Ale za nic nie przypominała ona człowieka. “Albo jestem idealna albo mnie nie ma”, brzmiało moje przekonanie. Jak nie udało mi się czegoś wykonać idealnie, to znaczy, że jestem totalnie do dupy. Takie myślenie wynika z toksycznego wstydu i bardzo blokuje nasze działania, zabija kreatywność. Przecież gdybym czekała (tak jak dawniej) aż będę idealna, poukładana (a to się przecież nigdy nie wydarzy) to nie czytałbyś teraz tego wpisu.
3 thoughts on “Błędy w myśleniu. Jak myślą skrzywdzone dorosłe dzieci?”
Bardzo dziękuję za ten wpis Auroro. Pozwolił mi uporządkować to, co już wiem i mam tego świadomość, oraz uzmysłowił kilka postaw i zachowań, które stosuję bezwiednie. Pracuję z wewnętrznym dzieckiem, ale perfekcjonizm jak na razie jeszcze mi w tym przeszkadza. Stale myślę,że zmiany idą wolno, ze jestem leniwa, że inni szybciej, głębiej odkrywają i nawiązują kontakt z WD. Dziękuję za podzielenie się praktycznymi sposobami na zmianę nawyków myślowych. Powieszę je w widocznym miejscu 🙂 pozdrawiam Grażyna
Grażyna, dziękuję, że dajesz mi informacje zwrotne. Takie komentarze bardzo mnie wspierają i motywują do dalszego pisania:) Im wolniej tym szybciej- idealne tempo to nasze własne. Jak próbowałam na szybcika, żeby jak najszybciej zobaczyć efekty, to zajęło mi to 10 lat- chodzenia w kółko, zaglądania w ślepe uliczki, zjeżdżania na poboczne trasy;) Wewnętrzne dziecko najbardziej potrzebuje uważnej obecności. Pośpiech wywołuje opór. Przynajmniej u mnie tak się działo. Powodzenia kochana w kontakcie z małą Tobą <3
Czy ma pani coś o milczeniu, o karaniu milczeniem?